Sobota jeszcze ciemnica za oknem jest 3 rano, cichutko żeby nie obudzić szczeniaków zbieram sprzęt i wołam Axę i wyruszamy do Jesenika na soutez. Cztery godziny za kółkiem po drodze klnę te nasze polskie dziurawe i źle oznakowane drogi ale w końcu na 8 rano stawiamy się obie na zbiórce przy chacie Szarak. Organizatorzy i wszyscy goście i przewodnicy witają się serdecznie zanim wyruszymy na zbiórkę jeszcze dostaję kawę i gulaszek aby się wzmocnić przed pracą. Rozpoczęcie imprezy jest punktualnie o 8.30 każdy staje przy wyznaczonym przez głównego sędziego Pana Rudolfa Vyrbę miejscu i rozpoczynamy losowanie ścieżek tropowych. Mnie przypada numer 8 czyli kończę imprezę, dostaje pięknie rzeźbiony w jelenim rogu numerek i piję tą ich sławetną palenkę czyli morawską śliwowicę. Ruszamy do lasu, pogoda nas nie rozpieszcza mocno wieje i zbiera się na deszcz i tak przez cały dzień nas straszy. W lesie miła atmosfera nie czuć jakiejś bariery pomiędzy uczestnikami koroną i sędziami. Właściwie to powinnam tu napisać że jeszcze nigdy nigdzie do tej pory nie spotkałam się z tak miłą atmosferą której głównymi sprawcami byli właśnie sędziowie pracy. Na soutezy każdy przewodnik ma do zaliczenia konkurencję z posłuszeństwa i pracy na ścieżce tropowej. I tak posłuszeństwo to podchód na dwojaki sposób na otoku lub wolno, przywołanie psa i odłożenie i tu również na otoku lub wolno. Każdy vudca psa te konkurencje wykonuje w określonym przez sędziego kawałku lasu dzięki czemu nie ma możliwości by psy reagowały na zapachy innych psów. Praca na tropie składa się z konkurencji odnalezienia zestrzału, pracy na tropie, oznajmiania lub oszczekiwania i zachowania przy martwej zwierzynie. W praktyce wygląda to tak, że pierwsza konkurencja czyli odnalezienie zestrzału rozpoczyna pracę na tropie. Sędzia prowadzi przewodnika na skraj wyznaczonego obszaru, na którym znajduje się zestrzał (kwadrat 20/20 metrów) sędzia nie wie gdzie zestrzał się znajduje ma go oznaczonego w zalakowanej kopercie i jeśli pies go nie odnajdzie w limicie czasowym do 10 minut kopertę się otwiera i wskazuje się zestrzał. Trop liczy sobie około 800 metrów i jest starszy niż 12 godzin, zakładany jelenimi badylami i jelenia farbą. A teraz nasza praca-przypadła nam praca na ostatniej ścieżce nr 8. Najpierw konkurencje z posłuszeństwa które robimy bez smyczy i tu zaskoczenie wśród Czechów że Axa idzie w lesie bez smyczy i trzyma się nogi jak by była do niej przyklejona. Przywołanie i odłożenie bez problemu niunia siedzi jak posążek z oczami wlepionymi w to miejsce gdzie jestem ukryta, sędzia prze całą konkurencję opowiada jak to dochodził jelenia zaczął w Jeseniku a skończył w Polsce gdzie pies stanowił zwierza a polscy myśliwi go dostrzelili. Za konkurencje z posłuszeństwa dostajemy maxa i ruszamy na ścieżkę. Najpierw spacerek ponad kilometrowy w czasie którego pada sakramentalne pytanie o otok czy go mam bo jako jedyna mam psa na normalnej smyczy. Tłumaczę się że moja Axa widzi otok dopiero wtedy gdy ma robotę do zrobienia, że pojawienie się otoku to sygnał do pracy. I tak docieramy na miejsce; las świerkowy pachnie cudnie, moja ścieżka pikuje ostro w dół do potoku dalej widzę drogę i ponownie ostro ale tym razem w górę. Melduję się i zgłaszam Axę jako głośnego oznajmiacza co znaczy że pies po powrocie od zwierza będzie szczekał i prowadził w jego stronę. Wchodzimy w wyznaczony kwadrat i zaczyna się zabawa idziemy raźnie zygzakując ja powtarzam pokarz trop a Axa pracuje jak odkurzacz. Dwie minuty i mamy zestrzał podnoszę rękę jest kawałek skóry z jeleniego badyla, farba i odłamek kostny mamy maxa z zestrzału. Teraz troszkę zabawy bo Axa wykąbinowała sobie, że skoro znalazła skórę to już jest po robocie ale na kolejną komendę trzymaj trop wreszcie wczytuje się w trop i idzie pewnie bez żadnych wątpliwości z mojej strony to widać gdy pies dobrze trzyma trop. Dochodzimy do strumienia bez problemu odnajduje trop po jego drugiej stronie i dalej prowadzi pewnie. Wchodzimy na drogę i tu ponownie pewne odnalezienie dalszego tropu a dalej zaczyna się ostro pod górę a niunia idzie szybko słyszę jak co niektórzy panowie sędziowie ciężko oddychają za moimi plecami. Na szczycie górki Axa schodzi i tropu na długość otoku wiatr wieje do góry po stoku a ścieżka ostro w tym miejscu odbija pod kątem 45 st. w dół stoku. Sędzia każe mi naprowadzić psa i punk leci w dół no cóż gdyby dał jej czas a nie spieszył się to na pewno by się sama poprawiła, tak bywa. Dochodzimy do łoża i na zezwolenie sędziego wypuszczam psa. Widzę jak schodzi w dół rozpoczyna się czekanie, czekanie, czekanie …….już czuję pismo nosem coś jest nie tak za długo to trwa…..wraca w limicie siada coś żuje szczeka donośnie i dźwięcznie, połyka i znowu szczeka podskakuje radośnie,żuje i szczeka a my wszyscy pękamy ze śmiechu……może i jestem na nią troszeczkę zła ale co tam kto by się nie skusił posmakować po raz pierwszy w życiu jelenia. Prowadzi nas ta moja zołza zadowolona do tego sporego kęska (nieregularny dziesiątak) szczeka radośnie wierci tyłkiem zresztą ma mój gust za grubym a na koniec jeszcze za grzywę go poszarpała. Zapada cisza sędziowie w liczbie czterech udają się na bok po chwili wręczają nam złom. Gra róg pachnie las moja Axa jest w dobrym nastroju w końcu nie codziennie się jelenia jada i dostaje się 0 za zachowanie przy martwej zwierzynie. Sędzia miły człowiek mówi mi żebym się nie martwiła najważniejsze że został wieniec i ogon I tak gdyby nie ta nula zołza by to wygrała w pięknym stylu ale cóż jak mówi stare czeskie przysłowie; Co zrobi bawar na skouskach lub żona gdy męża nie a w domu, tego nie wie nikt
I tak wracamy do bazy, jeleń spoczywa na prawym boku po środku pokotu u głowy zapalono mu świeczkę a na rogach pokotu zapłonęły polana. Następuje uroczyste zakończenie i ogłoszenie wyników. Zabierają głos kolejno gospodarz, sędziowie i starosta a na koniec zwycięzca w imieniu przewodników. Ja i Axa w ogólnej klasyfikacji jesteśmy na 8 psów na trzecim miejscu z liczbą 319 punktów i bez dyplomu. No cóż tak bywa Z mojej strony chcę to podkreślić bardzo mocno nigdzie w Polsce nikt z taką dbałością o tradycje łowieckie nie przygotowuje konkursów a szkoda bo widok zwierza którego otacza się szacunkiem i wokół którego dzieje się cała impreza świadczy nie tylko o kulturze łowieckiej ale również o naszym szacunku do lasu i wszystkiego co w nim żyje. Wedle słów ks. Benedykta: „Św. Hubercie, dotknij mojej strzelby bym pamiętał, że będąc królem stworzenia czuł się tylko dzierżawcą a nie jej panem”.